Bieg ulicą Piotrkowską 2017

Do tego biegu nie było specjalnych przygotowań, jedyne co miałem przed startem to dużą jak dla mnie ilość przebiegniętych kilometrów w ostatnich czterech miesiącach: ~1200km. Wiedziałem, że życiówkę mam słabą 38:39, więc uznałem, że cele będą dwa: pierwsza setka i minimalne pobicie życiówki na 10km.

Jakoś się udało. Dobiegłem w 38:16 i na 4355 osób, które ukończyły bieg byłem 97, a przy okazji 38 w kategorii wiekowej. Start udany chodź ewidentnie straciłem pod koniec biegu chęci do szlifowania rekordu, można było kilkanaście (może kilkadziesiąt) sekund jeszcze urwać ale jakoś nie mam ostatnio ochoty forsowania swojego zdrowia.

Początek biegu, mój numer 134.

Organizacyjnie bieg na piątkę. Widać, że ma wysoką rangę i poziom też bardzo wysoki. Trasa płaska, szybka i pozwalająca „zwiedzając” Łódź wykręcić dobry czas. Elita w tym roku była bardzo liczna, a trzech zawodników złamało 30 minut.

Wyniki: http://wyniki.datasport.pl/results2173/

Jak widać w pierwszej dziesiątce mamy aż 6 zagranicznych biegaczy.

Chyba to był ostatni start w tym roku, na pewno życiówka, muszę teraz więcej czasu poświęcić rodzinie i pracy i odpocząć od biegania.

Jak tylko wrócę, dam znać! 🙂

Życiówka na 10km w biegu kontrolnym

W tym roku nie planowałem za dużo startów, tak naprawdę jedynym, na którym mi zależy to Bieg ulicą Piotrkowską. Nie wykonuję także jakiś specjalnych treningów oprócz postanowienia biegania codziennie około 10km. Rok temu nie startowałem w Łódzkim Maratonie tak jak przez pięć poprzednich lat. I w tym roku trochę zatęskniłem i postanowiłem uczestniczyć w tym biegowym łódzkim święcie startując w biegu na 10KM towarzyszącym maratonowi.

Niestety tydzień przed startem złapało mnie jakieś choróbsko (gorączka, ból gardła, łamanie w kościach), do tego załamanie pogody, zimno, deszcz ze śniegiem i wiatr. Przez tydzień minimalnie zmniejszyłem codzienną ilość kilometrów i tempo. Biegało się bardzo trudno. Trzy dni przed startem zrobiłem 12km tempem 5:40 i byłem umęczony jak po maratonie. Ale udało się! Nie rozchorowałem się dalej i nie przerwałem codziennego biegania od 21 stycznia 2017. Niestety dodatkowo moje serce zaczęło bić trochę nie rytmicznie, pojawił się dodatkowy skurcz, który trochę miesza. Poszedłem do lekarza i nic nie wysłuchał, na chwilowym EKG także nic nie wyszło, dodatkowo zlecił badania krwi na potas, sód i tarczycę i tutaj także wszystko ok. Po konsultacji z lekarzem uznałem, że nie będę przerywał biegania, tylko nie będę się żyłował.

Jak wiadomo gdy startuje się w zawodach to zazwyczaj startuje się po wynik najlepszy jaki jest się w stanie osiągnąć w danej chwili i tak czy siak trzeba się żyłować. Zastanawiałem się zatem czy nie odpuścić sobie tego startu na 10km. No ale pojechałem i wystartowałem. Nie czułem się idealnie, więc rozpocząłem pierwsze 4km tempem ~3:55, ostrożnie z wyczuciem i na pełnym komforcie. Przy okazji uciekł mi Wojtek i nie kusiło mnie już, żeby żyłować się z nim, zwłaszcza, że dwa tygodnie wcześniej złamał on 3 godziny na maratonie w Dębnie co potwierdziło, że wyraźnie odskoczył mi przez ostatnie pół roku. To on tego dnia został bohaterem, gdyż przebiegł te 10km w 36:49. więcej na wielkiemarzenie.pl

Wojtek z nową życiówką na 10km, 36:49 – 18 miejsce | źródło: gazeta.pl

Ja natomiast postanowiłem bawić się biegiem i trochę popatrzeć na przygotowania kibiców Maratończyków i często to ja zachęcałem ich do głośniejszego kibicowania 🙂 Po 5km wiedziałem, że mam spory zapas w nogach i, że ostatnie trzy miesiące codziennego biegania nie poszły w las – chodź sporo wybiegałem w lesie 🙂 W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ten zapas mocy jest ogromny i czułem się jakbym jechał 150km/h fordem Mustangiem po autostradzie ze świadomością, że wdepnięcie gazu spowoduje momentalne przyspieszenie do 200km/h a może i więcej. Niestety jednak w głowie miałem to, że nie jestem do końca wyleczony i tak naprawdę nie wiem co jest z moim sercem nie tak i nie mogę zerwać się teraz i polecieć drugą połówkę na maksa. Zatem nieco przyspieszyłem nadal z zapasem w nogach a następnie kolejno atakowałem biegnących przede mną co sprawiało mi samą przyjemność.

Ostatni kilometr zadziałały emocje i pobiegłem go w niecałe 3min 20sek. Wpadłem do atlasa areny i na dywaniku wyprzedziłem na pełnym gazie jeszcze dwóch biegaczy. Czas 38:39, czyli nowy rekord życiowy poprawiony o 33 sekundy. Zająłem 37 miejsce na 2315 startujących oraz 16-te w kategorii M30. Trasa z atestem więc super. Zmęczenie było mniejsze niż po nie jednym ostatnim treningu przy podobnym dystansie. Chyba wracam z formą i będę mógł atakować 37 minut za miesiąc na Piotrkowskiej. Wcześniej jednak trzeba zbadać dokładnie serducho i dokończyć (3dni) postanowienie 1000km w 100dni, bez dnia przerwy!

Życiówka przy minus 18

Nigdy wcześniej nie startowałem na asfalcie na tak krótkim dystansie pięciu kilometrów. Trasa szybka, atestowana więc życiówka miała być tylko formalnością. Osiemnaście stopni mrozu sprawiło, że już na samym starcie wiedziałem, że będzie ciężko biec szybciej niż 4 minuty na kilometr.

źródło: festiwalbiegowy.pl – Kamil Weinberg

Start ulokowany na rynku Manufaktury był tłoczny ale przynajmniej było ciepło w tłumie. Trasa jak na warunki atmosferyczne była naprawdę dobrze przygotowana, większość nawierzchni bez śniegu czy lodu. Okazało się, że od samego startu pulsometr zaczął wariować i pokazywał tętno ponad 230, więc zrezygnowałem z częstego kontrolowania tętna. Trzy kilometry udało mi się pokonać w 11 minut i 24 sekundy (tempo 3:48/km) i tak naprawdę dopiero wtedy zerknąłem na zegarek bo pierwsze dwa km zleciały w mgnieniu oka. Duże wrażenie zrobiło na mnie wbiegnięcie na rozświetloną ulicę Piotrkowską, ewidentnie grupka za mną także dostała powera bo wyraźniej zacząłem słyszeć ich podeszwy. Udało mi się trochę im uciec a od Placu Wolności nogi przygotowywały się do sprinterskiego finiszu by na ostatniej prostej wyprzedzić jednego z zawodników przy mocnym dopingu Wojtka, który w tym dniu wyjątkowo był w roli kibica.

źródło: festiwalbiegowy.pl – Kamil Weinberg

Jak dla mnie pogoda dopisała, nie czułem mrozu ani na rozgrzewce ani później po biegu, w trakcie biegu tym bardziej. Udało mi się dobiec na 23 miejscu z czasem 18:38 (tempo 3:44/km) co niespodziewanie jest moim rekordem życiowym na tym skromnym dystansie 5 kilometrów. Sekundy po wbiegnięciu na metę udzieliłem mega krótkiego wywiadu do Radio Łódź i szukałem zmarzniętej żony z herbatą  i ciepłym ubraniem.

Bieg ukończyło ponad 1300 osób.

Zwycięzcy: Artur Kozłowski 15:45 i Monika Kaczmarek 17:53

Wyniki: protimer.pl

Relacje z Łódzkiego Biegu Trzech Króli w TV: